Wieśmakiem w operę
Nie będzie o kulturze wysokiej, elitarności, ani śmieciowym jedzeniu, będzie raczej o polskiej specyfice, czyli dzieleniu ludzi i wyśmiewaniu czyjejś pasji czy pracy. Abstrahując co myślimy o samym McDonaldzie i serwowanym tam fast foodzie, okazuje się, że można zrobić reklamę, która nie utrwala i nie odwołuje się do szkodliwych stereotypów, nie gra na najniższych instynktach i nie antagonizuje ludzi, tylko w zamyśle jednoczy.
W polskiej wersji musi być jednak żerowanie na podziałach,
negatywny wydźwięk i zestawianie na siłę wykrzywionej elitarności ze
swojskością. Twórcom polskiej reklamy nie mieści się bowiem w głowie, że można
zjeść burgera albo pizzę po udanym koncercie symfonicznym, bez budowania
podziałów i podświadomego zniechęcania. Przy okazji z powodu niewiedzy i
ignorancji owych tęgich głów z agencji reklamowej wyszło, że burgera o nazwie
Wieś Mac reklamuje się zestawiając jego swojskość z nudną i przeznaczoną dla
sztywniaków Symfonią "Leningradzką" Szostakowicza, którą kompozytor
poświęcił miastu, w którym ludzie umierali z głodu. Jakby tego było mało, na
skutek tej "kreatywnej" ignorancji wyszła też niechcący rusofobia.
Cóż, wypadek przy pracy. Koniec końców wydźwięk jest taki, że obrzydza się
chodzenie do teatru, filharmonii czy opery, bo tam sztywno, nudno i nie można
być tam sobą. A wszystko to po roku pandemii, kiedy kultura ledwo zipie, a
wielu artystów albo zostało bez pracy, albo ledwo wiąże koniec z końcem. "Gratuluję" więc nie tylko żenującej reklamy - agencji reklamowej i
polskim szefom Maka, ale także Teatrowi Wielkiemu-Operze Narodowej, tego komu i
do jakich celów sprzedaje swój "wizerunek".
Zamiast więc linkować polską reklamę, daję tę portugalską, jako pozytywny przykład, że można.
Komentarze
Prześlij komentarz