Co mówi nam Callas [Recenzja]



Rola Callas to marzenie każdej dojrzałej aktorki. A w La Divinę wcielają się zawsze wielkie aktorki, począwszy od Zoe Caldwell, która wystąpiła w premierowej inscenizacji na Broadwayu w 1995 roku, przez Patti LuPone, Faye Dunaway, Fanny Ardant, aż po wspaniałą Tyne Daly. W Polsce od lat w rolę najsłynniejszej śpiewaczki wszechczasów wciela się nie kto inny jak Krystyna Janda. Już choćby z tego powodu Joanna Kściuczyk-Jędrusik nie miała łatwego zadania, nie mówiąc o tym, że nie jest przecież aktorką dramatyczną. Odwracając jednak tę kwestię, żadna z wymienionych aktorek nie była śpiewaczką operową, choć dwie z nich, jak wielka broadwayowska diwa Patti LuPone, notabene absolwentka  Juilliard School, której praciotką była XIX-wieczna primadonna Adelina Patti, czy znana ze srebrnego ekranu Tyne Daly – również od lat z powodzeniem śpiewają, tyle, że nie operowo, a wspomniana LuPone sama mogłaby dawać mistrzowskie kursy z wokalistyki. Bycie śpiewaczką operową to zatem pewna przewaga Kściuczyk-Jędrusik, która swoje doświadczenie wykorzystała w dobry sposób. 

Sama sztuka Terrence’a McNally’ego nagrodzona w 1996 roku najbardziej pożądaną nagrodą teatralną anglosaskiego świata – Tony, jak wiadomo odnosi się do tego okresu w życiu Callas, który można uznać dosadnie za zmierzch jej kariery. Wspomnę, że ten ceniony amerykański dramaturg zmarł w marcu tego roku w wyniku komplikacji związanych z koronawirusem. Co ciekawe Master Class z 1995 roku to nie jedyne jego dzieło, w którym pojawia się postać Callas, we wcześniejszej The Lisbon Traviata La Divina to obiekt uwielbienia homoseksualnych fanów, którzy są bohaterami tej tragikomedii.



Dla porządku dodam tylko, że inspiracją dla powstania Master Class były właśnie kursy mistrzowskie, które w roku akademickim 1971-72 Callas dała w prestiżowej nowojorskiej Juilliard School. W sumie były to 23 dwugodzinne sesje, śpiewaczka pracowała z 25 studentami, których wybrała przesłuchując uprzednio 300 śpiewaków. Fragmenty mistrzowskiej klasy Callas krążą gdzieś jeszcze po sieci, powstała książka dokumentująca tamte wydarzenia (Callas at Juilliard: The Master Classes) i płyta. Wiemy zatem jak Callas zwracała się do uczniów, wiemy więc też, że jej postać w sztuce jest chwilami przesadzona i przerysowana. Callas, którą oglądamy to nasze wyobrażenie tej postaci, mieszanka wiedzy o niej, a także mieszanka innych wielkich operowych diw XX wieku. Nie chodzi jednak o to, by szukać podobieństw i różnic i ustalać ile jest Callas w Callas, tylko przeżyć z aktorami to, co mają nam do powiedzenia. Rzecz jest przecież nie tylko o artystach i odchodzeniu ze sceny, ale i o ogromnej samotności i potrzebie ciepła, także tego rodzinnego. Artystyczne credo z jakim zostawia nas śpiewaczka to złote prawdy, które niby znamy, ale trudno się z nimi się nie zgodzić. W śpiewaniu przed publicznością nie liczy się tylko głos, ale osobowość, to czy mamy coś do przekazania, nasze emocje i prawda, o którą walczy Callas. Potrzebujemy artystów, zarówno my jako indywidualne jednostki, jak i społeczeństwo.

Kreacja Joanny Kściuczyk-Jędrusik to aktorskie tour de force śpiewaczki, która wygląda jak Callas (wielkie brawa dla Gosi Baczyńskiej za kostiumy), po prostu jest Callas. Ale jest tą Callas we własnym wydaniu, bardziej stonowaną, zawieszającą głos, inną i to jej siła i zasługa. Jest też Kściuczyk-Jędrusik wiarygodną pedagog dla swoich uczniów, z których najlepiej pod względem aktorskim wypadła Gabriela Gołaszewska (Sophie De Palma) i szorstką, choć w gruncie rzeczy dającą się lubić partnerką dla swego pociesznego akompaniatora Manny’ego, w którego świetnie wcielił się Piotr Kopiński.

Najciekawsze, i tego McNally nie mógł przewidzieć, że przesłanie Master Class w dobie trwającej pandemii tylko się wzmocniło. Brakuje nam artystów, występów na żywo, doskwiera nam smutek, że nie możemy przeżywać sztuki tak jak dawniej. Słowa, które wypowiada Callas brzmią więc dziś jeszcze głośniej i dosadniej. Samo zaś przeżycie tej trochę gorzkiej komedii jest w dzisiejszych realiach czymś znacznie ważniejszym, czymś co trudno opisać. I to największa siła bijąca ze spektaklu w reż. Roberta Talarczyka. Siedzimy w końcu nie w zwykłym teatrze, a w teatrze operowym, a mówi do nas prawdziwa śpiewaczka operowa. Mówi do nas to, co potrzebujemy dziś usłyszeć. Mówi to, co musi głośno wybrzmieć nie tylko w naszych sercach, ale i w głowach tych, którzy rozdzielają pieniądze. Potrzebujemy kultury i nie możemy o niej zapomnieć w tych trudnych czasach, choćby nie wiem co.

Mateusz Borkowski



Opera Śląska w Bytomiu, Terrence McNally Callas. Master Class, premiera 5 września 2020.

Przekład Elżbieta Woźniak, reżyseria: Robert Talarczyk, kostiumy: Gosia Baczyńska, scenografia: Dagmara Walkowicz-Goleśny.

Fot. Krzysztof Bieliński 

 

Komentarze

Popularne posty

Lubię to!