Współczesna Traviata - bez dżinsów, ale z tabletem i gorzką pigułką do przełknięcia


Czy już pisałem, że nie znoszę tworu o nazwie "wrażeniówka"? Zatem słów kilka o weekendowej premierze Opery Śląskiej Bytomiu, gdzie można oglądać zmodyfikowaną "Traviatę" w reż. Michała Znanieckiego, przeniesioną w nieco zmodyfikowanej wersji ze Szczecina, gdzie prezentowana była w Operze na Zamku. Kierownictwo muzyczne w Bytomiu objął Bassem Akiki.
W inscenizacji Znanieckiego Violetta Valery nie jest ekskluzywną kurtyzaną, ale pewną siebie, chłodną i niezależną szefową paryskiego "Vogue'a", przywołującą bohaterki z takich filmów jak "Diabeł ubiera się u Prady" czy "Prêt-à-porter". Jednak jak pokazuje reżyser w starciu z rakiem wszyscy jesteśmy tak samo bezbronni. Wszyscy mamy też jakieś słabości, które skrywamy pod peruką, noszoną protezą czy perfekcyjnym makijażem. Szczecińska produkcja była do bólu prawdziwa, szczera i aktualna, po prostu wstrząsająca i trochę bałem się czy bytomska realizacja będzie w stanie mnie jeszcze poruszyć. Ale tak, jest równie mocna. Dotyka najczulszych strun, kładzie na łopatki, a na końcu zostawia w emocjonalnej rozsypce. No i pokazuje jak może wyglądać prawdziwe upokorzenie, naplucie w twarz, nie wspominając o chorobie, która nie tylko na wstępie wyklucza każdego, ale i zdaniem wielu dehumanizuje. Wszystko to nie byłoby możliwe gdyby nie aktorski tour de force będącej w świetnej formie wokalnej Joanny Woś, stworzonego do roli Alfreda Andrzeja Lamperta i wspaniale brzmiącego Stanislava Kuflyuka. 

Skoro Znaniecki przypomina, że żyjemy w czasach selfie, to u mnie, jak to u mnie, na przekór, selfie nie będzie. W grudniu zapraszam do Bytomia, a dla ciekawych recenzji zachęcam w styczniu do sięgnięcia po "Ruch Muzyczny". 


Komentarze

Popularne posty

Lubię to!