ACTUS HUMANUS NATIVITAS 2018. O życiu i śmierci



Wiem dobrze, tak jak liście moje,
że wówczas zwiędnąć przyjdzie czas, 
gdy sroga jesień nas spowije;
ty tego jednak nie wiesz,
czy to się dziś nie stanie;
przez Boga życie twe ustanie.

Heinrich Albert (1604-1651), Muzyczny ogród (fragment), tłum. Łukasz Barański.


Są koncerty, po których nikt nie pyta „jak było?”, bo słowa w danej chwili wydają się całkowicie zbędne, choć także i słów dotyczy zachwyt. Do takich należy czwartkowy występ Konrada Junghänela i jego Cantus Cöln w oddanej jakiś czas temu po remoncie Wielkiej Hali Dworu Artusa, w której znajduje się m.in. Wielki Piec i wiele innych zabytków. Słynny niemiecki lutnista i dyrygent, razem ze swoim zespołem przedstawił panoramę niemieckiej muzyki protestanckiej od końca XVI wiek po wiek XVII. W programie Sprüche von Leben und Tod (Wersety życia i śmierci) usłyszeliśmy oparte na chorale protestanckim wielogłosowe kompozycje Heinricha Schütza i Johanna Hermanna Scheina, a także wielu pomniejszych, choć równie znakomitych kompozytorów jak Leonharda Lechnera, Johanna Rosenmüllera, Heinricha Alberta i Adama Dresego, w których muzyka zespolona jest ściśle z tekstem, biblijnym, bądź poetyckim. Muzyka, która raz to zachwyca prostotą i adekwatnością przekazu, trafiając wprost do serca, innym razem wzbudza podziw wysokim stopniem wyrafinowania i bogactwem retorycznych środków. W połączeniu z refleksyjnymi tekstami, które oddają ból, zwątpienie, są świadectwem głębokiej wiary, bądź dają też nadzieję – efekt końcowy jest porażający. Przeglądając biografie kompozytorów, utwory te w gruncie rzeczy bardzo osobiste wypowiedzi artystyczne, które dzięki mistrzowskim interpretacjom artystów z Cantus Cöln trafiały w sedno. Kolońscy artyści, którzy od ponad trzydziestu lat specjalizują się właśnie w dawnej muzyce niemieckiej, dali nie tylko popis wykonawczego kunsztu, z dbałością o idealną dykcję, odpowiednią prozodię tekstu, czy retoryczny przekaz, ale niezwykłego szacunku do muzyki i ogromnej świadomości artystycznej. Ach, jak oni cudownie podawali te teksty, jak reagowali na wszystkie niuanse, jak doskonale się ze sobą komunikowali, prezentując nieustannie piękne i okrągłe brzmienie. Szczególnie zachwycił mnie bas Wolf Matthias Friedrich oraz idealnie zespolone ze sobą brzmieniowo sopranistka Magdalene Harer i alcistka Elisabeth Popien. 

Wcześniej, w Ratuszu Głównego Miasta z recitalem wystąpił znakomity gambista Krzysztof Firlus, który swoją dotychczasową ścieżką artystyczną udowadnia, że można z powodzeniem funkcjonować w dwóch odmiennych światach i w każdym z nim odnosić sukcesy. To, że ktoś gra na dwóch instrumentach to jeszcze nic, ale że funkcjonuje równie dobrze w środowisku orkiestry symfonicznej jako kontrabasista NOSPR-u, członek m.in. {oh} Orkiestry Historycznej, co jako solista, godne jest uznania.
Artysta powziął trud wykonania kompletu dwunastu Fantazji gambowych Georga Philippa Telemanna, które dzięki niemu mogliśmy usłyszeć po raz pierwszy w Polsce. A sprawa jest bardzo świeża, bo te wielobarwne kompozycje zostały odkryte dopiero w 2015 roku, za sprawą niemieckiego gambisty Thomasa Fritzscha. Firlus podjął się więc karkołomnego wyzwania i wyszedł z niego zwycięsko. W czterech segmentach z wielką kulturą zaprezentował nie tylko bogactwo kolorów, jakie kryją telemannowskie fantazje (trudno uniknąć tu kwiatowych porównań związanych z pasją kompozytora), interesujące rozwiązania artykulacyjne i harmoniczne, ale przedstawił z jaką misterną konstrukcją mamy do czynienia w całości. Gambowy język Telemanna jest bowiem idiomatyczny i wykorzystuje wszystkie walory tego pięknego instrumentu, co dzięki artyście mogliśmy usłyszeć. 

Mateusz Borkowski




Komentarze

Popularne posty

Lubię to!