Z szuflady: Max Richter i wypatroszony Vivaldi



 Dzisiejszy wspomnieniowy wpis specjalnie powstał z myślą o tych, którzy zapomnieli, że wcześniej zdarzało mi się popełniać teksty mocne, krytyczne i bezkompromisowe, a jakże. W moim przypadku  najlepsze i najbardziej ostre recenzje nie powstają z chęci "dowalenia" komuś, ale zawsze są wynikiem niezgody na coś. W tym przypadku na to, że ktoś chce wciskać ludziom ciemnotę. A jestem zdania, że brak szczerych intencji i fałsz w sztuce należy tępić. Przypominam zatem fragment mojej recenzji z koncertu Maxa Richtera w ICE Kraków z maja 2016 roku:
„Wszystkim zachwyconym lekkostrawną i wypatroszoną wersją koncertów skrzypcowych, polecam do porównania dzieło w wersji oryginalnej. Śmiem twierdzić, że wywoła ono u nich jeszcze większą euforię, niż to, co zaproponował Richter. Ale to już kwestia kulejącej w naszym kraju edukacji muzycznej. Warto zastanowić się też, w jaki sposób kreuje się dziś gusta masowej publiczności. Oto otrzymujemy produkt nazwany muzyką współczesną, taką która zrozumiała i na dodatek trafia do serc. A tak naprawdę to przyjemna i chwilami nawet interesująca i ambitna, ale muzyka relaksacyjna, wyniesiona niepotrzebnie do rangi sztuki wysokiej. To, co usłyszeliśmy w drugiej części koncertu, czyli materiał z albumu „The Blue Notebooks”, broni się w swej kategorii, o ile nie udaje czegoś, czym nie jest. Bo jak na muzykę współczesną kompozycja Richtera jest po prostu zbyt wtórna, czerpiąca garściami z dokonań Philipa Glassa i Michaela Nymana. A jeśli ta przystępna w formie kompozycja ma być, nie daj Boże, zachętą do sięgania po klasykę, to efekt będzie co najmniej marny. 
To tak, jakby dosypując cukier do wytrawnego wina, mieć nadzieję, że ludzie polubią wino wytrawne. 
Wracając do koncertu, muzyka Richtera na pewno byłaby wiarygodniejsza bez tej całej napuszonej otoczki, a także bez patetycznych zapowiedzi spikerki z RMF Classic. Nie rozumiem też, dlaczego nie można było postarać się o napisy z polskim tłumaczeniem wtedy, gdy na scenie recytowano po angielsku fragmenty dzieł Kafki i Miłosza. Ale widocznie się czepiam i nie miało to większego znaczenia.”
Cała recenzja do przeczytania tutaj: https://dziennikpolski24.pl/zbyt-wtorny-richter/ar/9950953
Z Maxem Richterem zrobiłem też wywiad do "Magnesu", ale jak to zwykle bywa w przypadku internetu - niestety gdzieś przepadł. Nie wiem zresztą, czy tam w ogóle trafił z "papieru". W każdym razie w 2016 roku nie dbałem o takie rzeczy. Cóż, człowiek uczy się na błędach. 

Komentarze

Popularne posty

Lubię to!