Bytom: Czardaszka spotyka Ordonkę, czyli Księżniczka w stylu Art Deco
Najnowsza inscenizacja najsłynniejszej
operetki Emmericha Kálmána to prezent, który melomani otrzymali od Opery
Śląskiej na sam koniec 2017 roku. Wyreżyserowania Księżniczki czardasza
podjęła się polska reżyserka teatralna i operowa Pia Partum, która w
ubiegłym roku zajęła II miejsce w międzynarodowym konkursie dla
reżyserów operowych w Nationaltheater w Mannheim. Interesującym i
trafnym pomysłem na inscenizację była inspiracja dwudziestoleciem
międzywojennym i nawiązanie do wielkiej gwiazdy rewii, kabaretu i filmu –
Hanki Ordonówny. Zresztą podobieństw między postacią Sylvi Varescu,
czyli tytułową księżniczką, a biografią Ordonki jest wbrew pozorom
kilka. Piękna Sylvia jest szansonistką i gwiazdą czardasza, która święci
triumfy w budapeszteńskim variété o wymownej nazwie Orfeum, Ordonówna
występowała zaś w legendarnym warszawskim kabarecie „Qui Pro Quo”, gdzie
śpiewała m.in. słynne tanga. Sama zresztą wystąpiła w węgierskiej
operetce cyrkowej Gwiazda areny, którą zaprezentowano w 1935
roku w Warszawie, a której owocem była piosenka Rumbolero śpiewana w
duecie z Eugeniuszem Bodo. Jednak co najważniejsze, wspólnym
mianownikiem łączący te dwie postaci jest kluczowy dla akcji mezalians.
Sylvia kocha z wzajemnością księcia Edwina, ale na drodze do ich
szczęścia stają rodzice młodego księcia. Zupełnie jak u Ordonki,
pochodzącej z ubogiej rodziny kolejarza, w której zakochał się hrabia
Michał Tyszkiewicz. Koniec końców zarówno w operetce, jak i w życiu,
wszystko skończyło się dobrze, czyli zostało zwieńczone małżeństwem.
Największym atutem bytomskiej produkcji
jest paradoksalnie to, że jest mało operetkowa, a bardziej przywodzi na
myśl klimat przedwojennych variété. Zamiast piór, cekinów i operetkowych
schodów, mamy wysmakowane, dopracowane w szczegółach kostiumy będące
wariacjami na temat epoki autorstwa Andrzeja Sobolewskiego i dyskretną
scenografię w stylu art déco, która wzmocniona jest projekcjami wideo
autorstwa Wojciecha Pusia. Ciekawym rozwiązaniem, jakie zastosował Puś
były prezentowane na ekranie efekty slow motion. Estetycznie wypadły
zwłaszcza sceny zbiorowe, w której mogliśmy obserwować bawiącą się
beztrosko bohemę.
Kierownictwo muzyczne nad spektaklem
objął obiecujący dyrygent młodego pokolenia Rafał Kłoczko, który
poprowadził zespół z zaangażowaniem i dbałością o detale dynamiczne.
Niestety orkiestra nie zawsze była równo, a i brzmienie w kilku
momentach, zwłaszcza w forte mogłoby być lepsze. Co ciekawe, najlepiej
wypadły muzykom fragmenty zagrane piano. Z kolei bardzo dobrym
posunięciem było pominięcie przez dyrygenta introdukcji przed III aktem i
dodanie własnej introdukcji, opartej na melodii Miłość ci wszystko
wybaczy. Słynny szlagier Ordonki zaaranżowany na orkiestrę symfoniczną
zabrzmiał dzięki temu niezwykle barwnie i soczyście. A propos brzmienia,
dobrze, również pod względem aktorskim wypadł też Chór Opery Śląskiej,
przygotowany przez Krystynę Krzyżanowską-Łobodę. Sopranistka Aleksandra
Orłowska jak przystało na tytułową gwiazdę była chwilami chłodna,
niedostępna a kiedy trzeba przepełniona gorącym uczuciem, zawsze jednak
elektryzująca i przykuwająca uwagę swoim głosem, urodą i kostiumem, w
szczególności zaś wymyślnymi nakryciami głowy. Momentami może
niepotrzebnie forsowała swój głos, choć słyszalna była bez zarzutu.
Partnerujący jej tenor Łukasz Gaj (Edwin) wypadł przy niej blado,
wokalnie poprawnie, za to aktorsko jako amant był zupełnie
nieprzekonujący, a swoje kwestie wygłaszał bez jakichkolwiek emocji. Z
obsady docenić warto za to zabawną drugą parę – sopranistkę Leokadię
Duży (Stasi) i tenora Macieja Komandera (hrabia Boni Kancsianu). Jednak
pod względem aktorskim równych nie miało sobie księstwo, czyli
posiadający naturalną vis comica: Bogdan Kurowski jako Lepold Maria von
Lippert-Weylersheim oraz ucharakteryzowana na disneyowską Cruellę de Mon
Joanna Kściuczyk- Jędrusik (Anhilda).
Najnowsza propozycja Opery Śląskiej, choć
nie może mieć (z samych choćby racji gatunkowych) wagi wcześniejszych
produkcji, to jak na operetkę, stanowi dopracowaną wizualnie i cieszącą
oczy, przyjemną propozycję repertuarową nie tylko na okres karnawału. Co
najważniejsze prawdziwie lekką, zwiewną i trzymającą poziom, również w
dialogach. Udało się tym samym uniknąć tego, co operetkę zabija, czyli
dłużyzn, a także prób przypodobania się na siłę widzom i „puszczania
oka”, co często prowadzi do taniego kabaretu rodem z telewizji. Tak w
Bytomiu na szczęście nie jest i na „Księżniczkę” można wybrać się bez
obaw, że zmarnujemy swój czas.
© Mateusz Borkowski
© Mateusz Borkowski
Emmerich Kálmán: Księżniczka czardasza
Dyrygent: Rafał Kłoczko
Reżyseria: Pia Partum
Przestrzeń/wideo/światła: Wojciech Puś
Kostiumy: Andrzej Sobolewski
Soliści: Aleksandra Orłowska, Łukasz Gaj, Maciej Komandera, Adam Zaremba, Leokadia Duży, Włodzimierz Skalski, Bogdan Kurowski, Joanna Kściuczyk-Jędrusik, Adam Janik, Cezary Biesiadecki, Michał Bagniewski, Julian Ursyn-Niemcewicz, Agata Maśnica, Zofia Kostrzewska, Michalina Drozdowska, Roksana Majchrowska, Teresa Unger, Marta Pagacz, Małgorzata Wierzbicka, Natalia Wieczorek, Janusz Bolewski, Grzegorz Biernacki, Zbigniew Biliński, Mateusz Kołakowski
Opera Śląska w Bytomiu, 29 grudnia 2017 roku.
Dyrygent: Rafał Kłoczko
Reżyseria: Pia Partum
Przestrzeń/wideo/światła: Wojciech Puś
Kostiumy: Andrzej Sobolewski
Soliści: Aleksandra Orłowska, Łukasz Gaj, Maciej Komandera, Adam Zaremba, Leokadia Duży, Włodzimierz Skalski, Bogdan Kurowski, Joanna Kściuczyk-Jędrusik, Adam Janik, Cezary Biesiadecki, Michał Bagniewski, Julian Ursyn-Niemcewicz, Agata Maśnica, Zofia Kostrzewska, Michalina Drozdowska, Roksana Majchrowska, Teresa Unger, Marta Pagacz, Małgorzata Wierzbicka, Natalia Wieczorek, Janusz Bolewski, Grzegorz Biernacki, Zbigniew Biliński, Mateusz Kołakowski
Opera Śląska w Bytomiu, 29 grudnia 2017 roku.
Fot. Krzysztof Bieliński
Komentarze
Prześlij komentarz