Diana i Nicolas, czyli razem w życiu i na scenie
Są śpiewacy, którzy mają wszystko – niezwykły talent, naturalny
wdzięk, sceniczną charyzmę i inteligencję, która pozwala im dobierać
odpowiedni repertuar. Mają też jeszcze coś bezcennego, czyli serca
publiczności, które potrafią skraść zaraz po tym, jak tylko zaczynają
śpiewać. Do takich artystów należy właśnie Diana Damrau. Nic dziwnego,
że jej pierwszy w Polsce występ wzbudził ogromne emocje. I choć sala
Centrum Kongresowego ICE w Krakowie niestety nie była wypełniona po
brzegi, to i tak był to koncert z gatunku tych, którego opuścić nie
wypada. Damrau wystąpiła razem ze swoim mężem – francuskim bas-barytonem
Nicolasem Testé, który partneruje jej nie tylko w życiu, ale także w
produkcjach scenicznych na całym świecie. Śpiewającej parze towarzyszył
jeden z czołowych zespołów orkiestrowych w Czechach, czyli świetnie
brzmiąca PKF – Prague Philharmonia, którą pokierował jej szef
artystyczny, Emmanuel Villaume.
Wyjątkowy wieczór był muzycznym hołdem, jaki Niemka postanowiła złożyć wielkiemu niemieckiemu kompozytorowi operowemu – Giacomo Meyerbeerowi, tępionemu z racji żydowskiego pochodzenia m.in. przez Richarda Wagnera. To właśnie jego twórczości artystka poświęciła w całości wydany w maju tego roku album „Grand Opera”. Tworzący po niemiecku, francusku i włosku Meyerbeer przeszedł do historii jako najwybitniejszy twórca francuskiej grand opera i wspaniały eklektyk łączący w swoich dziełach różne style i rodzaje, od opery seria, aż po operę buffa. Przeszedł również do historii inscenizacji operowych, bo to właśnie przy okazji paryskiej premiery jego Proroka (Le prophète) w 1849 roku po raz pierwszy na scenie użyto lampy łukowej, której źródło światła stanowił łuk elektryczny. Mówiąc pół żartem, pół serio, można więc pokusić się o stwierdzenie, że Meyerbeer wprowadził do opery elektryczność. Krakowski koncert był więc okazją z wciąż zbyt mało docenioną twórczością tego przypominanego ostatnio kompozytora. Po pełnej blasku uwerturze do Hugenotów, w której swoją siłę i moc zaprezentowała świetna sekcja instrumentów dętych blaszanych, artystka przywitała publiczność w brawurowym stylu, śpiewając arię Nobles seigneurs, salut! również z Hugenotów. Z tego samego dzieła, w wykonaniu Testé’a usłyszeliśmy jeszcze pełną batalistycznych odniesień arię Pif, paf pouf. Trzecią arią Meyerbeera była Ombre légère, pochodząca z opery Dinora lub odpust w Ploërmel, w której bohaterka tańczy ze swoim cieniem. W tej arii Damrau w swych zjawiskowych, pirotechnicznych koloraturach zaprezentowała nie tylko imponującą skalę i olśniewającą technikę, ale i pięknie cieniowała dźwięk, stosując efekt echa i śpiewając mezza voce. Pokazała też swoją niewątpliwą vis comica, zręcznie sterując reakcjami publiczności. Zmianę nastroju przyniosła zinterpretowana przez Testé’a pełna żalu aria króla Filipa Elle ne m’aime pas z IV aktu opery Don Carlos Giuseppe Verdiego. Niezwykle przekonująco wypadł również duet Pardon, mais j’étais là z opery Manon Julesa Masseneta.
Drugą część wieczoru zdominowały arie w języku włoskim i niemieckim. W wykonaniu Damrau usłyszeliśmy melodramatyczną arią Sulla rupe triste, sola z opery Emma di Resburgo Meyerbeera, a następnie arię Dalanda Mögst du, mein Kind z wagnerowskiego Latającego Holendra, którą brawurowo wykonał Testé. Interesującym przykładem na wszechstronne métier Meyerbeera była aria sopranowa Therese z singspielu Ein Feldlager in Schlesien, czyli w polskim tłumaczeniu Obóz na Śląsku. Skomponowane w 1844 roku dzieło zostało wystawione w berlińskiej Hofoper, w okresie, kiedy kompozytor objął na krótko posadę dyrektora muzycznego królewskiej opery. Po takiej dawce języka niemieckiego odmianę przyniosła Gioconda Amilcare Ponchiellego. Usłyszeliśmy wspaniale zagrany przez orkiestrę słynny Taniec godzin, a następnie dramatyczną arię Giocondy Si, morir ella de’. Nie dając sobie chwili wytchnienia śpiewaczka pokazała nam pełnię swoich możliwości w radosnym bolero Mercè dilette amiche z Nieszporów sycylijskich Verdiego. Emocje nie opadły też w finałowym duecie O amato zio, o mio secondo padre! z I aktu Purytan Vincenzo Belliniego, który to śpiewające małżeństwo wykonało z najwyższą kulturą wokalną.
Po takiej dawce emocji wypełnionych efektownymi koloraturami i pięknym bel canto wszyscy chcieli przedłużyć możliwość obcowania z talentem i energią śpiewaków. Po długich i głośnych owacjach na stojąco nie zabrakło oczywiście bisów. Nicolas Testé przejmująco wykonał słynną arię Vecchia zimarra senti z Cyganerii Giacoma Pucciniego, w której Collin czule żegna się ze swoim płaszczem, który postanawia sprzedać w zamian za lekarstwa dla umierającej Mimi. Damrau pożegnała się pełną liryzmu arią Adieu mon doux rivage z opery heroicznej Afrykanka Meyerbeera, którą zamyka również płytę poświęconą kompozytorowi. Trzecim bisem był duet Bess, You Is My Woman Now z Porgy and Bess George’a Gershwina, w którym tytułowa para wyznaje sobie uczucia i zapewnia, że odtąd już na zawsze należeć będzie do siebie. Pełne pasji wykonaniu śpiewacy zakończyli wspólnym pocałunkiem. Nie wiem do końca, czy takie potwierdzanie i urzeczywistnianie swych uczuć przed publicznością jest rzeczywiście konieczne, wiem jednak, że jako para sceniczna Damrau i Testé wspaniale się czują i doskonale uzupełniają, to widać i słychać. A to, czy Testé zawsze będzie dobrze się czuł na scenie w roli tego drugiego, mniej oklaskiwanego w stosunku do swej żony – nie jestem do końca pewien, ale to już zupełnie inna historia.
© Mateusz Borkowski
Fot. Alicja Wróblewska
ICE Classic, Kraków, 24 maja 2017.
Wyjątkowy wieczór był muzycznym hołdem, jaki Niemka postanowiła złożyć wielkiemu niemieckiemu kompozytorowi operowemu – Giacomo Meyerbeerowi, tępionemu z racji żydowskiego pochodzenia m.in. przez Richarda Wagnera. To właśnie jego twórczości artystka poświęciła w całości wydany w maju tego roku album „Grand Opera”. Tworzący po niemiecku, francusku i włosku Meyerbeer przeszedł do historii jako najwybitniejszy twórca francuskiej grand opera i wspaniały eklektyk łączący w swoich dziełach różne style i rodzaje, od opery seria, aż po operę buffa. Przeszedł również do historii inscenizacji operowych, bo to właśnie przy okazji paryskiej premiery jego Proroka (Le prophète) w 1849 roku po raz pierwszy na scenie użyto lampy łukowej, której źródło światła stanowił łuk elektryczny. Mówiąc pół żartem, pół serio, można więc pokusić się o stwierdzenie, że Meyerbeer wprowadził do opery elektryczność. Krakowski koncert był więc okazją z wciąż zbyt mało docenioną twórczością tego przypominanego ostatnio kompozytora. Po pełnej blasku uwerturze do Hugenotów, w której swoją siłę i moc zaprezentowała świetna sekcja instrumentów dętych blaszanych, artystka przywitała publiczność w brawurowym stylu, śpiewając arię Nobles seigneurs, salut! również z Hugenotów. Z tego samego dzieła, w wykonaniu Testé’a usłyszeliśmy jeszcze pełną batalistycznych odniesień arię Pif, paf pouf. Trzecią arią Meyerbeera była Ombre légère, pochodząca z opery Dinora lub odpust w Ploërmel, w której bohaterka tańczy ze swoim cieniem. W tej arii Damrau w swych zjawiskowych, pirotechnicznych koloraturach zaprezentowała nie tylko imponującą skalę i olśniewającą technikę, ale i pięknie cieniowała dźwięk, stosując efekt echa i śpiewając mezza voce. Pokazała też swoją niewątpliwą vis comica, zręcznie sterując reakcjami publiczności. Zmianę nastroju przyniosła zinterpretowana przez Testé’a pełna żalu aria króla Filipa Elle ne m’aime pas z IV aktu opery Don Carlos Giuseppe Verdiego. Niezwykle przekonująco wypadł również duet Pardon, mais j’étais là z opery Manon Julesa Masseneta.
Drugą część wieczoru zdominowały arie w języku włoskim i niemieckim. W wykonaniu Damrau usłyszeliśmy melodramatyczną arią Sulla rupe triste, sola z opery Emma di Resburgo Meyerbeera, a następnie arię Dalanda Mögst du, mein Kind z wagnerowskiego Latającego Holendra, którą brawurowo wykonał Testé. Interesującym przykładem na wszechstronne métier Meyerbeera była aria sopranowa Therese z singspielu Ein Feldlager in Schlesien, czyli w polskim tłumaczeniu Obóz na Śląsku. Skomponowane w 1844 roku dzieło zostało wystawione w berlińskiej Hofoper, w okresie, kiedy kompozytor objął na krótko posadę dyrektora muzycznego królewskiej opery. Po takiej dawce języka niemieckiego odmianę przyniosła Gioconda Amilcare Ponchiellego. Usłyszeliśmy wspaniale zagrany przez orkiestrę słynny Taniec godzin, a następnie dramatyczną arię Giocondy Si, morir ella de’. Nie dając sobie chwili wytchnienia śpiewaczka pokazała nam pełnię swoich możliwości w radosnym bolero Mercè dilette amiche z Nieszporów sycylijskich Verdiego. Emocje nie opadły też w finałowym duecie O amato zio, o mio secondo padre! z I aktu Purytan Vincenzo Belliniego, który to śpiewające małżeństwo wykonało z najwyższą kulturą wokalną.
Po takiej dawce emocji wypełnionych efektownymi koloraturami i pięknym bel canto wszyscy chcieli przedłużyć możliwość obcowania z talentem i energią śpiewaków. Po długich i głośnych owacjach na stojąco nie zabrakło oczywiście bisów. Nicolas Testé przejmująco wykonał słynną arię Vecchia zimarra senti z Cyganerii Giacoma Pucciniego, w której Collin czule żegna się ze swoim płaszczem, który postanawia sprzedać w zamian za lekarstwa dla umierającej Mimi. Damrau pożegnała się pełną liryzmu arią Adieu mon doux rivage z opery heroicznej Afrykanka Meyerbeera, którą zamyka również płytę poświęconą kompozytorowi. Trzecim bisem był duet Bess, You Is My Woman Now z Porgy and Bess George’a Gershwina, w którym tytułowa para wyznaje sobie uczucia i zapewnia, że odtąd już na zawsze należeć będzie do siebie. Pełne pasji wykonaniu śpiewacy zakończyli wspólnym pocałunkiem. Nie wiem do końca, czy takie potwierdzanie i urzeczywistnianie swych uczuć przed publicznością jest rzeczywiście konieczne, wiem jednak, że jako para sceniczna Damrau i Testé wspaniale się czują i doskonale uzupełniają, to widać i słychać. A to, czy Testé zawsze będzie dobrze się czuł na scenie w roli tego drugiego, mniej oklaskiwanego w stosunku do swej żony – nie jestem do końca pewien, ale to już zupełnie inna historia.
© Mateusz Borkowski
Fot. Alicja Wróblewska
ICE Classic, Kraków, 24 maja 2017.
Komentarze
Prześlij komentarz